Seler to jedno z najzdrowszych warzyw. Niestety, nadal bywa przez nas niedoceniane, zazwyczaj „występuje” jako dodatek do zupy warzywnej, ewentualnie w wersji z octem, poszatkowany – jako popularny składnik sałatek. Powinniśmy dać selerowi zdecydowanie więcej szans w naszych kuchniach – nie tylko ze względu na jego wyjątkowe właściwości zdrowotne, ale również możliwości, dzięki którym kuchnia stanie się ciekawsza i bardziej urozmaicona.
Seler ma bardzo mało kalorii, dlatego jest jednym z podstawowych składników niemal każdej diety odchudzającej. Warto go spożywać nie tylko z tego względu, ale również dlatego, że świetnie przyspiesza metabolizm. Znajdziemy w nim wielkie bogactwo witaminy C, witaminy z grupy B, witaminę młodości – E, beta-karoten, sporo fosforu, wapnia czy cynku. To jedynie niektóre spośród kilkudziesięciu cennych składników odżywczych, które wyselekcjonowano w dwóch odmianach selera – zarówno w korzeniach, jak i w selerze naciowym.
O ile ten drugi staje się obecnie coraz bardziej popularny – podobnie jak zajmujące coraz więcej miejsca w naszym menu – surówki i sałatki, o tyle bardziej tradycyjna jego odmiana – korzeń – nadal traktowany jest „zbyt” tradycyjnie.
Tymczasem możemy dzięki selerowi stworzyć bardzo zdrowe i zarazem smaczne „alternatywy” dla takich przekąsek jak np. frytki.
Wystarczy, że zamienimy ziemniaki ugotowanym selerem, który pokroimy w dość grube słupki, jako panierki użyjemy mąki albo kaszki kukurydzianej (można je zmieszać z ulubionymi przyprawami) i usmażymy na oleju rzepakowym albo (mniej chłonącym tłuszcz) oleju ryżowym.
Takie selerowe frytki możemy podawać z typowym dla frytek dodatkiem – keczupem. Spróbujmy! To bardzo tani, prosty i szybki sposób na zdrowszą wersję naszych ulubionych przekąsek.
W wersji bardziej wyrafinowanej, a nawet świątecznej – seler może „wystąpić” jako… ryba. Seler, zwany w tej wersji „selerybą” jest popularny nie tylko wśród zwolenników diet roślinnych – seleryba – czyli wyjątkowo atrakcyjne pod względem smakowym i zdrowotnym połączenie selera i glonów – zdobywa sobie coraz więcej zwolenników.
Warto spróbować takiej wersji „ryby”, jeśli niekoniecznie podoba się nam zwyczaj przedświątecznego pozbawiania życia karpi.